środa, 1 maja 2013

III. Trasa do Nieba

      Mam dla Ciebie zadanie: wyobraź sobie las. Tego się nie spodziewałeś, prawda? Wchodzisz sobie na bloga. Ładny szablon, pierwsze zdanie rozdziału nawet w miarę, a ja na samym wstępie karzę Ci wyobrazić sobie las. To może potraktuj to jako wyzwanie? Ha, jestem chojrak, bo potrafię wyobrazić sobie las! Proszę, chociaż spróbuj...
      Jeżeli w twojej głowie wytworzył się już obraz lasu to muszę naprowadzić się na ten właściwy las. Jeżeli chcesz poznać historię zawartą w tym blogu to musimy myśleć o tym samym lesie, czyż nie?
      Las iglasty, a może liściasty? Mieszany? Tak, las okalający Niebo był lasem mieszanym! Wygadałam się! Nieważne... Tu sosenka, tu brzózka, może dąb, czasem buk, a pomiędzy nimi straszące ostrymi igiełkami jałowce. Tak, to ten las. I skoro wierz już co masz przed oczami to spójrz pod nogi. Ale nie na swoje nowe buty! Na to co jest pod nimi. Złote, drobne listki i opadłe igły,a gdzieś obok kępka jasnozielonego mchu. O! A z tej kępki mchu wyrasta sobie śliczny, zdrowy, brązowy grzybek. Nie?! Nie, w tym lesie nie było w ogóle grzybów, ani jadalnych, ani trujących. Już, usuwaj tego grzyba ze świadomości! Więc teraz ktoś przyjechał do tego lasu i przez sam środek wylał asfalt. Tak asfalt! Co w tym dziwnego? Sprowadzono maszyny, sprzęty i zrobiono drogę. I jak to było w piosence – powstała piękna, długa i szeroka, jak rzeka (w tym przypadku rzeczka lub górski potok) Trasa do Nieba.
     I niech Cię nie zwiedzie ta przyjazna i miło brzmiąca nazwa! Tak naprawdę miejsce, do którego owa trasa prowadziła, w ogóle nie przypominało nieba. Lepszym, bardziej wiarygodnym i odzwierciedlającym prawdziwe oblicze Nieba było by stwierdzenie, że jest to Trasa do Piekła, ale to mogłoby przyciągnąć tam satanistów i telewizyjne wampiry. Chociaż, jak się tak teraz zastanawiam to to jest miejsce dla nich...
      Myślisz, że skoro masz już las to teraz myślenie zakończone i resztę treści będziesz dostawać, jak na talerzu? Tuż przed nosem czarne literki pokażą Ci o co chodzi? To się przejechałeś! Jestem trudnym człowiekiem i zwykłam droczyć się z innymi, nawet tutaj. Więc jeśli jestem patentowanym leniem zamknij teraz tą stronę i zostaw ją komuś kto leniem nie jest i będzie w stanie ją przeczytać. Teraz! To jedyna szansa, aby załatwić to pokojowo. Jeśli przerwiesz później stracisz swój cenny czas, ja też przez to tracę, bo właśnie siedzę przed komputerem, pisząc to na zmianę z nabijaniem nowego levela! Ułatwmy sobie życie...
      Czym może być Niebo? Każdemu wierzącemu ukazuje się przed oczyma obraz bram niebios i sznureczek dusz czekających w kolejce na wejście do raju. Oczywiście sama nie mam nic do tego, bardzo dobre skojarzenie, ale niekoniecznie o takie niebo mi chodzi. I o to nad nami, błękitne z kłębami śnieżnobiałych cumulusów też nie. Ani o niebo w czasie burzy lub deszczu! Nie tą stroną. Eh... To może być trudne, więc zacznę zupełnie inaczej, dobrze? Na początek poznasz kogoś innego.
      Trasa do Nieba nie była drogą zbytnio uczęszczaną. Na pewno nikt nie poruszał się nią codziennie. Nawet jeden raz w tygodniu trudno trudno było o jakiś pojazd. Dlatego więk przemierzającego ją auta zdziwił nie tylko mnie, jak i tych, którzy znajdowali się w jej pobliżu. Ale to prawda! Po ciemnym asfalcie toczyły się koła złoto - rdzawego Land Rovera Discovery. Lecz najważniejszym szczegółem, którego nie mogę pominąć są jego pasażerowie.
      Za kierownicą – kobieta. Około czterdziestki, blond włosy do ramion ścięte, jak od linijki! Na nosie okulary przeciwsłoneczne lenonki, usta w odcieniu poszarzałego beżu, chorobliwie blada cera. Wygląda na bardzo skupioną lub bardzo złą. A może i to, i to?
      Obok niej siedziała drobnej budowy nastolatka. Gdyby stała bokiem do Ciebie to pewnie byś jej nie zauważył. Taka była chuda. I wcale nie była na nic chora, nie miała anoreksji, bulimii, czy innego tego typu świństwa! Taką ją Pan Bóg stworzył i choćby nie wiem, jak bardzo się starała to i tak by nie przytyła. Szczęściara, prawda? Ale nie tylko to było w niej dziwne. Miała przeraźliwie rude włosy, ale nie jakieś takie wyblakłe, jak wszystkie te dziewczynki, które chcąc poczuć się, jak Hermiona i farbują włosy, ale soczyście marchewkowe! Prawie czerwone sięgające pasa, wystrzępione. Oczy równie czerwone, jak czupryna, lecz to spowodowane było założeniem przez nią soczewek i nadmiernym płaczem. Otaczała je kaskada gęstych rzęs. Nos miała malutki, zadarty ku górze co znajdowało swoje miejsce w jej charakterze. Usta wąskie, naturalnie malinowe. Jedyne co łączyło ją z kobietą z fotela obok to cera. Ten sam perłowy odcień skóry i tylko on mógł wskazywać na to, że są rodziną. A konkretnie matką i córką.
- Calliope, wiesz, że sama sobie na to zapracowałaś, więc nie miej do mnie pretensji. - przemówiła spokojnym tonem blondynka. - Nie chcę dla ciebie źle i to dlatego tam jedziesz. Robię to wszystko bo cię kocham. - westchnęła ciężko co w jej przypadku oznaczało kres bezsilności. Nie należała ona bowiem do osób, które chętnie okazują innym swoje uczucia. Samo to, że przed momentem z jej ust wypadło niepostrzeżenie "kocham cię" od razu sugerowało, że dzieje się coś niedobrego, skoro to co mówi jest nieprzemyślane.
- Musisz zaakceptować miejsca, ludzi, rzeczy, obok siebie – jeśli chcesz mieć namiastkę tego, co w niebie. Autor nieznany. - mruknęła dziewczyna wpatrując się w swoje dłonie spoczywające na kościstych kolanach. Była zbyt pochłonięta przeplataniem przez siebie swoich palców, że nie spostrzegła tej nuty bezradności w głosie matki. Zwykła wyczuwać ją od razu, a dzisiaj?
- Niebo jest tutaj! - krzyknęła wesoło kobieta patrząc na mijany przez nie znak z karmazynowym napisem "Witamy w Niebie". O ironio! Dziwnie radosny – strachliwy chichot kobiety zmusił nastolatkę do oderwania się od zaprzątającej jej głowę czynności i spojrzenia na obrazy wyłaniające się właśnie spod gałęzi, uginających się nad jezdnią.
      Przed nimi ukazała się wielka, kuta brama. Nie zdążyły zahamować, a ona otworzyła się pozwalając na dalszą jazdę. O ile blondynkę to nie zdziwiło, Calliope wydawało się to podejrzane, że w pobliżu nie ma nikogo kto mógł by je zauważyć, a brama tak po prostu od siebie nie mogła się otworzyć. Nie dane jej było dalsze zastanawianie się nad tym, gdyż samochód zatrzymał się, a matka nakazała natychmiastową wysiadkę. Nim się spostrzegła stała sama z walizką przed starym dworem i ani jej się śniło wchodzenie do środka. To właśnie było Niebo.
      Rusz makówką i spróbuj domyślić się czym tak naprawdę jest to całe Niebo, o którym ględzę Ci od czterech stron w Wordzie czcionką Times New Roman, rozmiar 20? Jedno jest pewne: ani Ty, ani ja nie chcielibyśmy tam być, a Calliope wcale nie powinna była tam przybywać. Wiesz już? W takim razie znów pobawimy w się w wyobrażanie, dobrze?

Odnalazłam mojego pendriv'a i wreszcie mogłam wrzucić coś na zapomniane cuklawki. Prawda jest taka, że blog miał się zaczynać od tego tekstu, ale stwierdziłam, że wracanie do retrospekcji będzie zbyt uciążliwe, więc jest to dopiero rozdział trzeci. Wreszcie poznajemy dokładniej Calliope. Ona zrobi tu swoje, obiecuję :)