Mam
dla Ciebie zadanie: wyobraź sobie las. Tego się nie spodziewałeś,
prawda? Wchodzisz sobie na bloga. Ładny szablon, pierwsze zdanie rozdziału nawet w miarę, a ja na samym wstępie karzę Ci
wyobrazić sobie las. To może potraktuj to jako wyzwanie? Ha, jestem chojrak, bo potrafię wyobrazić sobie las! Proszę, chociaż
spróbuj...
Jeżeli w twojej głowie
wytworzył się już obraz lasu to muszę naprowadzić się na ten
właściwy las. Jeżeli chcesz poznać historię zawartą w tym blogu
to musimy myśleć o tym samym lesie, czyż nie?
Las
iglasty, a może liściasty? Mieszany? Tak, las okalający Niebo był
lasem mieszanym! Wygadałam się! Nieważne... Tu sosenka, tu brzózka, może dąb, czasem buk, a pomiędzy nimi straszące ostrymi
igiełkami jałowce. Tak, to ten las. I skoro wierz już co masz
przed oczami to spójrz pod nogi. Ale nie na swoje nowe buty! Na to
co jest pod nimi. Złote, drobne listki i opadłe igły,a gdzieś
obok kępka jasnozielonego mchu. O! A z tej kępki mchu wyrasta sobie
śliczny, zdrowy, brązowy grzybek. Nie?! Nie, w tym lesie nie było
w ogóle grzybów, ani jadalnych, ani trujących. Już, usuwaj tego
grzyba ze świadomości! Więc teraz ktoś przyjechał do tego lasu i
przez sam środek wylał asfalt. Tak asfalt! Co w tym dziwnego?
Sprowadzono maszyny, sprzęty i zrobiono drogę. I jak to było w
piosence – powstała piękna, długa i szeroka, jak rzeka (w tym
przypadku rzeczka lub górski potok) Trasa do Nieba.
I niech Cię nie zwiedzie ta
przyjazna i miło brzmiąca nazwa! Tak naprawdę miejsce, do którego owa trasa
prowadziła, w ogóle nie przypominało nieba. Lepszym, bardziej
wiarygodnym i odzwierciedlającym prawdziwe oblicze Nieba było by
stwierdzenie, że jest to Trasa do Piekła, ale to mogłoby przyciągnąć tam satanistów i telewizyjne wampiry. Chociaż, jak
się tak teraz zastanawiam to to jest miejsce dla nich...
Myślisz, że skoro masz już
las to teraz myślenie zakończone i resztę treści będziesz
dostawać, jak na talerzu? Tuż przed nosem czarne literki pokażą
Ci o co chodzi? To się przejechałeś! Jestem trudnym człowiekiem i
zwykłam droczyć się z innymi, nawet tutaj. Więc jeśli jestem
patentowanym leniem zamknij teraz tą stronę i zostaw ją komuś kto
leniem nie jest i będzie w stanie ją przeczytać. Teraz! To jedyna
szansa, aby załatwić to pokojowo. Jeśli przerwiesz później
stracisz swój cenny czas, ja też przez to tracę, bo właśnie siedzę przed komputerem, pisząc to na zmianę z nabijaniem nowego
levela! Ułatwmy sobie życie...
Czym może być Niebo? Każdemu
wierzącemu ukazuje się przed oczyma obraz bram niebios i sznureczek
dusz czekających w kolejce na wejście do raju. Oczywiście sama nie
mam nic do tego, bardzo dobre skojarzenie, ale niekoniecznie o takie
niebo mi chodzi. I o to nad nami, błękitne z kłębami
śnieżnobiałych cumulusów też nie. Ani o niebo w czasie burzy lub
deszczu! Nie tą stroną. Eh... To może być trudne, więc zacznę
zupełnie inaczej, dobrze? Na początek poznasz kogoś innego.
Trasa do Nieba nie była drogą
zbytnio uczęszczaną. Na pewno nikt nie poruszał się nią
codziennie. Nawet jeden raz w tygodniu trudno trudno było o jakiś
pojazd. Dlatego dźwięk przemierzającego ją auta zdziwił nie
tylko mnie, jak i tych, którzy znajdowali się w jej pobliżu. Ale
to prawda! Po ciemnym asfalcie toczyły się koła złoto - rdzawego
Land Rovera Discovery. Lecz najważniejszym szczegółem, którego
nie mogę pominąć są jego pasażerowie.
Za kierownicą – kobieta.
Około czterdziestki, blond włosy do ramion ścięte, jak od
linijki! Na nosie okulary przeciwsłoneczne lenonki, usta w odcieniu
poszarzałego beżu, chorobliwie blada cera. Wygląda na bardzo
skupioną lub bardzo złą. A może i to, i to?
Obok
niej siedziała drobnej budowy nastolatka. Gdyby stała bokiem do
Ciebie to pewnie byś jej nie zauważył. Taka była chuda. I wcale
nie była na nic chora, nie miała anoreksji, bulimii, czy innego tego
typu świństwa! Taką ją Pan Bóg stworzył i choćby nie wiem,
jak bardzo się starała to i tak by nie przytyła. Szczęściara,
prawda? Ale nie tylko to było w niej dziwne. Miała przeraźliwie
rude włosy, ale nie jakieś takie wyblakłe, jak wszystkie te
dziewczynki, które chcąc poczuć się, jak Hermiona i farbują
włosy, ale soczyście marchewkowe! Prawie czerwone sięgające pasa,
wystrzępione. Oczy równie czerwone, jak czupryna, lecz to
spowodowane było założeniem przez nią soczewek i nadmiernym
płaczem. Otaczała je kaskada gęstych rzęs. Nos miała malutki,
zadarty ku górze co znajdowało swoje miejsce w jej charakterze.
Usta wąskie, naturalnie malinowe. Jedyne co łączyło ją z
kobietą z fotela obok to cera. Ten sam perłowy odcień skóry i
tylko on mógł wskazywać na to, że są rodziną. A konkretnie
matką i córką.
- Calliope, wiesz, że sama
sobie na to zapracowałaś, więc nie miej do mnie pretensji. -
przemówiła spokojnym tonem blondynka. - Nie chcę dla ciebie źle i
to dlatego tam jedziesz. Robię to wszystko bo cię kocham. -
westchnęła ciężko co w jej przypadku oznaczało kres bezsilności. Nie należała ona bowiem do osób, które chętnie okazują innym
swoje uczucia. Samo to, że przed momentem z jej ust wypadło
niepostrzeżenie "kocham cię" od razu sugerowało, że
dzieje się coś niedobrego, skoro to co mówi jest nieprzemyślane.
-
Musisz zaakceptować miejsca, ludzi, rzeczy, obok siebie – jeśli
chcesz mieć namiastkę tego, co w niebie. Autor nieznany. - mruknęła
dziewczyna wpatrując się w swoje dłonie spoczywające na
kościstych kolanach. Była zbyt pochłonięta przeplataniem przez
siebie swoich palców, że nie spostrzegła tej nuty bezradności w
głosie matki. Zwykła wyczuwać ją od razu, a dzisiaj?
-
Niebo jest tutaj! - krzyknęła wesoło kobieta patrząc na mijany
przez nie znak z karmazynowym napisem "Witamy w Niebie". O
ironio! Dziwnie radosny – strachliwy chichot kobiety zmusił
nastolatkę do oderwania się od zaprzątającej jej głowę
czynności i spojrzenia na obrazy wyłaniające się właśnie spod
gałęzi, uginających się nad jezdnią.
Przed
nimi ukazała się wielka, kuta brama. Nie zdążyły zahamować, a
ona otworzyła się pozwalając na dalszą jazdę. O ile blondynkę
to nie zdziwiło, Calliope wydawało się to podejrzane, że w
pobliżu nie ma nikogo kto mógł by je zauważyć, a brama tak po
prostu od siebie nie mogła się otworzyć. Nie dane jej było
dalsze zastanawianie się nad tym, gdyż samochód zatrzymał się, a
matka nakazała natychmiastową wysiadkę. Nim się spostrzegła
stała sama z walizką przed starym dworem i ani jej się śniło
wchodzenie do środka. To właśnie było Niebo.
Rusz makówką i spróbuj
domyślić się czym tak naprawdę jest to całe Niebo, o którym
ględzę Ci od czterech stron w Wordzie czcionką Times New Roman, rozmiar 20? Jedno jest pewne: ani Ty, ani ja nie
chcielibyśmy tam być, a Calliope wcale nie powinna była tam
przybywać. Wiesz już? W takim razie znów pobawimy w się w wyobrażanie, dobrze?
Odnalazłam mojego pendriv'a i wreszcie mogłam wrzucić coś na zapomniane cuklawki. Prawda jest taka, że blog miał się zaczynać od tego tekstu, ale stwierdziłam, że wracanie do retrospekcji będzie zbyt uciążliwe, więc jest to dopiero rozdział trzeci. Wreszcie poznajemy dokładniej Calliope. Ona zrobi tu swoje, obiecuję :)